„D” jak „Doświadczenia”

Wyzwanie finansowePewnego dnia, w Fabryce Nadzianych Szczęściarzy ocenialiśmy jak złe są pieniądze? Większość z nas była przekonana, że pieniądze są masakrycznie złe. Prawda jest taka, że pieniądze są tak samo złe jak np. młotek – poziom zła zależy od tego, w jaki sposób młotek jest wykorzystywany przez właściciela, a nie od samego młotka. Mimo to, idę w zakład, że gdzieś tam w głębi duszy nadal wydaje Ci się, że pieniądze takie dobre to wcale nie są i w ogóle wstyd nawet o nich myśleć.

Jest to oczywiście jeden z powodów, dla którego tych pieniędzy nadal nie widać na horyzoncie.

W związku z tym, w tym w trakcie tego wyzwania wymienimy te nasze pieniądze na inną walutę – wymienimy pieniądze na zamiary.

Będzie potrzebny Notesik Małego Szczęściarza (tzn. jakikolwiek zeszyt lub kawałek papieru).

Znajdź sobie w Notesiku czysta stronę i na samej górze napisz tak:

„CZEGO CHCĘ DOŚWIADCZYĆ ZANIM UMRĘ?”

Że co? Miało być o pieniądzach, a tu kostucha? ?
A tak! Kostucha jest tu w celach motywacyjnych. Nie muszę chyba przypominać, że wszyscy kiedyś umrzemy. Na pewno nie chesz umrzeć, żałując, że czegoś nie zrobiłeś… lub nie wiedząc nawet co tak naprawdę chciałeś w życiu robić.

Dzisiaj zdecydujesz więc, czego chciałbyś doświadczyć zanim dopadnie Cię kostucha.

Mała dygresja: nie wiem, czy wam wiadomo, że wielu z nas dożyje 100 – 115 lat – ewolucja to się nazywa ?

Pod tym pytaniem w Notesiku zacznij wypisywać wszystko, czego chciałbyś doświadczyć zanim umrzesz. Wszystko, co przyjdzie Ci do głowy, w ciągu, powiedzmy 5 minut, nie dłużej.

Kilka podpowiedzi: może chcesz skoczyć ze spadochronem, albo polatać balonem, albo przepłynąć łódką ocean, albo objechać Europę na stopa… dwa razy…(?), albo wdrapać się na jakiś szczyt (wszystko jedno czego to szczyt), albo wziąć udział w jakimś wydarzeniu, może spotkać jakąś gwiazdę, albo zostać gwaizdą? Może polecieć na Księżyc? Może chcesz porozmawiać z kimś, z kim straciłeś kontakt? Może chciałbyś poznać swojego pra pra-wnuka?

Nie zastanawiaj się, jak, kiedy i czy w ogóle jest to możliwe, tylko pisz!

O! Zapomniałabym! Na pewno na twojej liście znajdzie się podróż w jakiś zakątek ziemi.

„O” jak „Otoczenie”

Trochę teraz będzie materialistycznie, ale to nic, bo kiedy dojdziemy do literki „W” w „DORWIJ” to się nam skala wartości wyrówna ?

Ponownie masz 5 minut na wypisanie wszystkiego co przyjdzie ci w trakcie tego ćwiczenia do głowy.

W Notesiku Malego Szczęściarza zanotuj sobie tak:

„CZEGO POTRZEBUJĘ W MOIM OTOCZENIU?”

A teraz zacznij wypisywać odpowiedzi, ale….

UWAGA!! Upewnij się, że to są twoje własne odpowiedzi, a nie odpowiedzi jakiejś Izaury z serialu telewizyjnego (czy na pewno marzy ci się hacjenda z setką pokoi do sprzątania, w kraju, do którego i tak nie planujesz się przeprowadzić?).

O czym dziś pisać?

O domu, w którym chcesz mieszkać, o samochodzie, o salonach, sypialniach, kuchniach, a przede wszystkim miejscu, w którym spędzasz najwięcej czasu w ciągu dnia – jak to miejsce powinno wyglądać? Czego w tym miejscu potrzebujesz? Może ergonomiczne krzesło jest ci potrzebne, lub ładny obrazek na ścianie? Może czujesz w kościach, że przydałaby ci się wygodna kanapa, pianino, rower czy… no nie wiem… odświeżacz powietrza może? ?

Wypisz wszystko, co sprawi, że twoje otoczenie (zwłaszcza te, w którym spędzasz najwięcej czasu) stanie się tak przyjemnym miejscem, że nie będzie ci się chciało go nigdy opuszczać.

„R” jak „Rozwój”

Rozwój osobistyKto kisi szare komórki w głowie, ten grzeszy. Jeszcze bardziej grzeszy ten, kto nawet nie korzysta ze swoich umiejętności „bo pewnie i tak nic z tego nie będzie”.

Mając lat 13 zdecydowałam, że nie mam talentu do języków (zaraz po pierwszej lekcji języka angielskiego dla „nie bardzo początkujących”) i żyłam w takim przeświadczeniu przez kolejne 10 lat. Dzisiaj uczę się języka numer pięć. Dwoma władam biegle, w dwóch innych się dogadam, a ten ostatni to język inny niż wszystkie (węgierski ?). Pomijam tu wszystkie znane mi języki programowania.

Kiedy zaczynałam studia graficzne, mój ówczesny pracodawca kazał mi to rzucić w diabły, bo do niczego to to nikomu się jeszcze nie przydało. Nie rzuciłam i grafika komputerowa przydaje mi się już od 11 lat.

Prawo jazdy zrobiłam w wieku lat 26, bo raz:musiałam sobie sama najpierw na te lekcje zarobić, dwa, środowisko wychowawcze wmówiło mi, że:„z takimi niewydolnościami manualnymi i tak nie zdam”. Jakie to szczęście, że zanim przystąpiłam do egzaminu, dwa tygodnie sobie wmawiałam, że jakimś cudem zdam za pierwszym razem. Cud był i zdałam. Do tego moim skromnym zdaniem nie jest ze mnie taki zły kierowca… bo kiedy się rozbijam, to tylko sama ze sobą… lub z własnym ogrodzeniem ?

Do czego zmierzam?

Do tego, że:
1. na naukę niegdy nie jest za późno
2. jak się chce, to się da
3. czego chcesz się nauczyć, to twoja sprawa, a nie czyjaś opinia

W Notesiku Małego Szczęściarza odpowiedz dziś na takie pytanie:

„JAKIE UMIEJĘTNOŚCI CHCĘ OPANOWAĆ ZANIM UMRĘ?”

O czym tu pisać?

O przyszłej karierze (UWAGA: to, że masz już karierę, nie oznacza, że jest to Twój ulubiony rodzaj), o językach, którymi chcesz władać, o książkach do przeczytania (polecam książkę pt. „Jak Odblokować Pieniądze w 30 dni” autorstwa skromnej mnie samej ?, w księgarniach w drugiej połowie roku 2019), o filmach do obejrzenia, o podcastach do wysłuchania, o sportach do uprawiania, o robótkach ręcznych do zrobienia i zwłaszcza o talentach do rozwijania.

„W” jak „Własny Wkład w Lepszy Świat”

Czyli, za każde uczynione dobro, Bozia Ci ześle dobra dwa razy tyle.

Problem w tym, że w większości przypadków wszyscy czynimy to „dobro” w nieodpowiedni sposób lub czynimy całe nic (mimo, że się nam wydaje, że coś czynimy) . Trochę tu po nas wszystkich pojadę (sama bez grzechu nie jestem), ale już tłumaczę.

Na przykład, kiedy ktoś Cię do tego zmusza fizycznie lub, znacznie częściej, psychicznie… Załóżmy masz w najblizszym otoczeniu „samozwańczą ofiarę losu” (np. największy narzekacz i bezradek w rodzinie), któremu ciągle musisz „pomagać”, bo to rodzina, albo przyjaciel, albo wisisz ofiarze przysługę… i do tego ofiara może Ci wypomnieć, jeśli jej nie pomożesz (mimo, że sama ofiara ma dwie działające ręce, nogi, miejmy nadzieję głowę też i mogłaby sama się za coś zabrać).

W międzyczasie po sąsiedzku mieszka rodzina z bardzo chorym dzieckiem. Jest nam bardzo przykro, że dziecko chore, ale my przecież nic nie możemy zrobić, więc nie robimy nic.

Za to kiedy wpadnie nam w oko jakiś post czy łańcuszek o głodujących dzieciach w Etiopii, szybko się tym postem podzielimy, żeby pokazać jacy jesteśmy oburzeni niesprawiedliwością świata: „Patrz tu! Jaka jestem oburzona! Co za okropna niesprawiedliwość! … A teraz niech ktoś coś z tym zrobi… bo ja przecież nie mam na to wpływu! Ja tylko się oburzam i o problemie edukuję masy… No niech ktoś coś zrobi!” A potem jeszcze może się okaże, że to głodujące dziecko jest np. z Uzbekistanu, a nie z Etiopii, bo taka byłam oburzona, że zabrakło mi czasu, żeby się samej na temat problemu wyedukować. Serio?!

Dzisiaj zatem nauczymy się jak czynić dobro, żeby do nas wracało w podwojonej objętości. Nazwijmy to programem „Rozgwiazda”. Rozgwiazda, bo taka mi się z dzieciństwa utarła historia: morze wyrzuciło na brzeg tysiące rozgwiazd, leżą na słońcu i zdychają. Mała, załóżmy Ala, bierze jedną i wrzuca ją do wody. A potem drugą, trzecią, czwartą… Przychodzi tata Ali i pyta: po grzyba wrzucasz je do wody. Są ich tysiące, nie zrobisz żadnej różnicy! Na co mała Ala odpowiada: Zrobiłam już różnicę dla tych, które wrzuciłam do wody. Jaka mądra dziewczynka z tej Ali ?

W Notesiku Małego Szczęściarza odpowiedz sobie dziś na takie oto pytanie:

„JAKI CHCĘ MIEĆ WŁASNY WKŁAD W LEPSZY ŚWIAT?”

Wypisz sobie tu komu i jak, chcesz i możesz pomóc. Zacznij od tego, co cię oburza, ale skup sie na rezultacie, który chcesz osiągnąć, a nie na tym, z czym chcesz walczyć.

Przykład 1: ponieważ latami mieszkałam w bardzo zanieczyszczonym mieście, oburzają mnie zwłaszcza plastikowe torebki jednorazowego użytku. Oburzają mnie do tego stopnia, że robię czasem zabawki na drutach i wypycham je tymi torebkami, żeby tylko więcej plastiku nie trafiło do śmieci. Lub przynajmniej nie po jednorazowym użytku. Pewnego dnia robimy z małżonkiem zakupy, małżonek do mnie mówi: weźmy jakieś pomidory nie pakowane w plastik… Stoimy przed tymi pomidorami, pięć różnych rodzajów… wszystkie ślicznie zapakowane w plastik jednorazowego użytku. Tego samego dnia wieczorem Bozia, bez pytania, zesłała mi pomysł – zamiast oburzać się na supermarkety i producentów torebek, wydziergałyśmy z córcią takie lekkie siatkeczki na warzywa i owoce – chodzą z nami do sklepu już od miesięcy. Być może świata od plastiku nie wybawię, ale zużytych torebek na świecie będzie o kilka mniej.

Przykład 2: mam takie hobby: raz w miesiącu wpadam na siepomaga.pl i na czyjś cel wpłacam taką sumkę, na jaką akurat sobie mogę pozwolić. Ludzi uzdrawiać nie potrafię, ale może ta sumka komuś jednak pomoże wrócić do zdrowia.

Przykład 3: oburzyłam się na rząd, za to że nie sponsoruje szkoły moich dzieci i szkoły nie stać na lektury obcojęzyczne. Zamiast iść i drzeć się pod parlamentem (chociaż czasami może i warto, nie osądzam), zorganizowaliśmy ze szkołą zbiórkę lektur. Rząd może nadal taki sam, ale dzieci książki mają.

Przykład 4: miałam tu napisać tu o pewnym chłopcu chorującym na białaczkę, ale napiszę tylko tyle: jeśli znasz kogoś, kto znajduje się w naprawdę bezradnej sytuacji, nie kitraj się, tylko znajdź dla niej czas… na zwykłą rozmowę… w pozytywnym tonie tylko proszę! Nie bądź dupkiem, nie dokarmiaj tej osoby negatywnymi myślami!

„I” jak „I teraz będzie potrzebny młotek” ?

Jeśli grzecznie zrobiłeś notatki w Notesiku Małego Szczęściarza na podstawie powyższych zagadnień, to powinieneś mieć już całą listę rzeczy, na które potrzebne są Ci pieniądze. A teraz skleć sobie Zamiarówkę.

Zamiarówka to inaczej tablica marzeń lub tablica wizualizacyjna, z tym że i jedna, i druga nazwa średnio mi tu pasuje, ponieważ ani „marzenia”, ani „wizje” nie posiadają takiego oddźwięku jak „zamiary” – t.j. „zamierzam to zrobić” zamiast „marzy mi się” czy „mam taką wizję”. Stąd Zamiarówka.

Potrzebny będzie kawałek jakiejś tablicy, płyty, miękka deska też może być, czy jakiś inny materiał, do którego da się coś przyczepić, młotek i gwoździk może jeszcze skołuj.

Zamiarówka powinna zawisnąć w miejscu, w którym spędzasz najwięcej czasu w ciągu dnia, ale jeśli tak się nie da, to proponuję najbardziej uczęszczane miejsce numer dwa.

Kiedy Zamiarówka już zawiśnie, zacznij ją wypełniać zdjęciami, obrazkami, ulotkami, poematami czy piosenkami reprezentującymi to wszystko, co sobie w trakcie wyzwania wypisałeś w NMS (Notesiku Małego Szczęściarza). Nie musi być wszystko na raz. Zacznij od kilku najważniejszych dla Ciebie rzeczy (pamiętaj też o Rozgwiazdach!), np. marzy się szklany domek w lesie? Przyczep do zamiarówki zdjęcie domku. Wycieczka na Bermudy? Przyczep Bermudy. Prawo jazdy? Wyphotoshopuj sobie jakieś i też przyczep (tylko do użytku na potrzeby Zamiarówki oczywiście!). I tak dalej…

Kto się za Zamiarówkę nie zabierze, ten nie będzie miał pieniędzy na swoje zamiary.

„J” jak „Ja”

Nie moje, tylko Twoje „ja”.

Przypomnij kiedy i gdzie ci wpojono, że ludzie, którym jest ciężko, to ludzie „dobrzy”, a ci którzy nie harują dniami i nocami, to lenie i zadufane w sobie snoby.

A teraz o tym zapomnij, bo to bzdura.

Żeby być dobrym człowiekiem, trzeba siać dobro, a nie harować. Żeby je siać, trzeba mieć do tego energię. Żeby mieć energię, trzeba zadbać o swoje zdrowie fizyczne i (a to niespodzianka!) psychiczne. Żeby o nie zadbać, trzeba czasem przestać harować i znaleźć czas na naostrzenie siekierki (siekierka to taka przenośnia: koleś ścina drzewo tępą siekierką, cały dzień tak ścina i ściąć nie może; Ala pyta: dlaczego nie zrobisz przerwy na naostrzenie siekierki? Na co koleś odpowiada: nie mam czasu, drzewo ścinam). Siekierka to twoje zdrowie.

Jak zadbać o zdrowie fizyczne, wszyscy mniej więcej się orientują (pogibać się, nie żreć śmieci, itd.). Ale o zdrowiu psychicznym, mam wrażenie, nie mówi się wystarczająco. Nazwijmy to „ładowaniem baterii”.

Rozładowaną baterię psychiczną (kiedy dopada cię stres, złość, niska samoocena i cała reszta) najszybciej się je doładowuje poprzez spędzenie (minimum) jednej godzinki na robieniu czegoś, co z zwenątrz może wyglądać… mało pożytecznie, np. godzinny spacer, godzinka spokojnego oddychania, godzinna kąpiel (tylko nie taka, że idę się wykąpać i przy okazji umyję wannę i prysznic!), godzinka z muzyką (graną, śpiewaną, wytańczoną lub wysłuchaną), godzinna drzemka, albo godzinka wyszywania krzyżykiem (przy takich projektach moja bateria nie rozładuje się przez następne dziesięć lat ?).

Masz zatem ponownie pięć minut na spisanie odpowiedzi. Pytanie brzmi:

GDYBYM MIAŁ CODZIENNIE GODZINĘ NA NAOSTRZENIE SIEKIERKI (patrz zdrowie fizyczne i psychiczne), TO W JAKI SPOSÓB MOGĘ JĄ SOBIE NAOSTRZYĆ?

I teraz pisz o tych wszystkich mało pożytecznych rzeczach, które mają dobry wpływ na Twoje samopoczucie.

A potem zacznij je doczepiać do Zamiarówki.

Skąd wziąć na to wszystko pieniądze?

Niektóre rzeczy z Zamiarówki to pikuś, np. 5 słówek dziennie, żeby nauczyć się języka, 3 razy w tygodniu jakaś tabata, żeby utrzymać zdrowie fizyczne, czy zwykłe sortowane śmieci, żeby ulepszyć świat.

Ale weź zacznij coś robić, jak taki Rzym to kilka ładnych tysiączków i skąd na to wziąć!

Trzeba ten Rzym do siebie podświadomie zacząć przyciągać. Robi się to tak:

A nie, czekaj! Bo jeśli jesteś sceptykiem lub osobą bardziej religijną (niż ja), to muszę ci wytłumaczyć, że poniższa procedura to nie jakaś magiczna sztuszka, tylko kontrolowany efekt placebo… na szerszą skalę ?

Robi się to tak:

Krok pierwszy: Rzym wisi na Zamiarówce i codziennie się na ten Rzym musimy trochę pogapić.
Krok drugi: Jak już się pogapisz, to zamknij oczy i wyobraź się w Rzymie.
Krok trzeci: Nawet jeśli cię jeszcze nie stać, to idź i jakoś ten Rzym pomacaj (nie macać ludzi tylko proszę!) . Na przykład: pooglądaj sobie dostępne wycieczki, pójdź dowiedz się czegoś w biurze podróży, zaplanuj trasę, itd. – po prostu zachowuj się tak, jakby już było wiadomo, że na pewno do tego Rzymu jedziesz.
Krok czwarty: Powiedz rodzinie i znajomym, że planujesz wycieczkę do Rzymu – po pierwsze, zmusi cię to do działania; po drugie, może ktoś coś pożytecznego wie (np. okaże się, że Twój znajomek ma dom pod Rzymem i chętnie udostępni).
Krok piąty: Nie wątp. Jeśli powiesz sobie: eee, i tak nic z tego nie będzie, to mózg otrzymuje komendę „upewnij się, że nic z tego nie będzie” i oczywiście nic z tego nie będzie. Kiedy dopadnie cię wątpliwość, powiedz sobie tak: „Jadę do Rzymu! Ja cię kręcę, ja nie mogę, do Rzymu jadę, hurraaaa!!!”. Mózg będzie wówczas wiedział, że ma cię do tego Rzymu jakoś zabrać.
Krok piąty: Ciesz się, kiedy Bozia zacznie zsyłać ci rzymskie sygnały. Np. napatoczy ci się jakaś rzymska ulotka, rzymskie sandały, czy w ogóle nawet ktoś cię będzie chciał do Rzymu z pracy wysłać. Takie sygnały mogą oznaczać tylko jedno: szykuj się na Rzym! Bierz co się rzymskiego napatoczy i zacznij działać.

To wszystko. W taki sposób przelewa się pieniądze z głowy na konto bankowe.

Długość czasu oczekiwania na taki przelew jest proporcjonalny do poziomu wiarygodości. Także na dobry początek wypróbuj tę metodę na czymś, co w twoim mniemaniu brzmi bardziej wiarygonie niż Rzym, np. te rzymskie sandały czy cóś.

Kolejne darmowe wyzwanie w Fabryce Nadzianych Szczęściarzy już wkrótce!

DOŁĄCZ DO FABRYKI NADZIANYCH SZCZĘŚCIARZY