KIM JEST ALA BAUER?
Ala to niegdyś biedna wiejska dzioucha, a obecnie specjalistka w dziedzinie podświadomego przyciągania kasy.
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za polami z tabakami, w nędzy i rozpaczy żyła mała Ala.
W oddalonej o 3.5 km wiosce była szkoła, z której to Ala zwykle musiała wracać z buta– godzinny spacerek dziennie, to przecież tak zdrowo. Nie, że była dostępna jakaś inna opcja.
Obok szkoły stał sklep. Pewnego dnia mała Ala potruchtała do sklepu z woreczkiem ciężko uzbieranych pieniążków (w monetach… bo to było przed demonetyzacją, gwoli wyjaśnienia), by kupić sobie jakiegoś lizaka… A tu, na miejscu, okazało się, że inflacja znów poszła w górę i Ali nie stać… na nic – prócz uszczelki do słoika. Ala zrozumiała, że jest biedna.
POUŻALAJ SIĘ NAD ALĄ
Nie pamiętam, czy tę uszczelkę kupiłam, czy nie (pamiętam tylko, że bardzo poważnie ten zakup rozpatrywałam), ale ta sytuacja nauczyła mnie, że życie jest niesprawiedliwe, pieniądze nie rosną na drzewach, a mnie, Ali z koziej wólki podlaskiej, i tak na nic nigdy nie stać.
Wyobraź sobie, że tak mi zostało na następne dwadzieścia lat! Nie ma się tu z czego śmiać (chociaż można). Okrągłe dwadzieścia lat wierzyłam, że bieda to jakaś cecha wrodzona.
No więc żyłam sobie ja biedna w tej wólce podlaskiej. Razem z moją biedną rodziną wypruwaliśmy sobie flaki na polu tabaki, aż dopadły nas dwa raki… Rodziców dopadły. Jakby mało było tego, że bieda i harówa, to jeszcze zdrowie…
Akurat ta historia nie ma szczęśliwego zakończenia. Poużalaj się więc nade mną i przejdźmy do rzeczy.
ALA ZOSTAJE OŚWIECONA
Wkrótce po nieszczęśliwym zakończeniu powyższej historii, gdzieś pomiędzy udzielaniem korków z matmy za dziesięć zeta (żeby się jakoś w mieście i na studiach utrzymać) a skanowaniem chodników w poszukiwaniu zagubionych grosiaków, wpadła mi do ręki książka pt. „Potęga podświadomości”. Przekład na polski – taki sobie (ale się nie spostrzegłam… bo wtedy wierzyłam jeszcze, że nie mam talentu do języków).
Być może to właśnie przez ten mizerny przekład musiałam przewałkować książkę trzy razy, zanim do mnie dotarło że:
życie płata ci takie figle, o jakie się prosisz, i co w głowie, to w rzeczywistości; a przede wszystkim, że:
Co sobie wmówisz, to właśnie dostajesz!
ALA BIERZE SPRAWY W SWOJE RĘCE
Trzy dni po tym, kiedy w końcu dotarłodo mnie, że to nie los mnie kontroluje, tylko ja kontroluję swój los, spakowałam cały swój majątek (wiele tego nie było) w pożyczoną walizkę i poszłam w świat… Na trzy miesiące, do pracy w angielskiej fabryce… Niby nie ma się czym chwalić, ale w moim przypadku były to pierwsze poważne pieniądze (kupiłam sobie wtedy pierwsze nowe buty! Dwie pary!!! ?? ? )
Pracę w fabryce dostałam po czterech dniach wmawiania sobie, że coś w miarę możliwego znajdę (nie wiedziałam wtedy jeszcze, że sama sobie stawiam mentalną poprzeczkę w poszukiwaniu pracy „na własne możliwości”).
Od tamtej pory wmawiam sobie WSZYSTKO co wydaje mi się dobrym pomysłem. Do dotychczasowych osiągnięć mojej podświadomości należą: moje dzieci ??, pierwsza stała czysta praca (tzn. w ubraniach nieuwalonych smołą, smarem i błotem), druga czysta praca (z pierwszej wyleciałam z hukiem, ale sama się o to bardzo prosiłam ?; drugą wmawiałam sobie dni siedem, zanim mnie znalazła), pierwszy dom (ciasny, ale własny), drugi dom (przestronny, w ciepełku, nad jeziorem i bez kredytu!), szkoła moich dzieci (prywatna i z bardzo ograniczoną liczbą miejsc), moja firma (i jej superancka klientela), moja książka (zawsze chciałam jakąś napisać, nieważne, na jaki temat ?; okazało się, że wiem coś o pieniądzach ?), moja wielmożna niekluskowatość (wmówiłam sobie abeesy Jennifer Lopez ?; a tak serio, abeesów jakoś nie widać, ale jest mnie dużo kilogramów mniej i bardzo mnie to cieszy ?).
ALA CHCE ZREFORMOWAĆ POLSKĘ
Obecnie nabrałam takiej wprawy w przyciąganiu dobrobytu, że rodzinie już jakiś czas temu przestała kopara opadać, kiedy to, co sobie wymyślę, pojawia się w formie rzeczywistej (np. jednego dnia zażyczę sobie pianino, następnego dnia pianino z nieba spada – historia z życia wzięta).
Czasem jest łatwiej, czasem trudniej. Wszystko zależy od tego, jak głęboko środowisko wychowawcze (mama, tata, sąsiad, nauczyciel, ksiądz i cała reszta) zakorzeniło w małej Ali przeświadczenie, że akurat tego się nie da lub nie wolno, lub nie wypada czy nie potrzeba… Takich samych przeświadczeń moje środowisko wychowawcze nabrało ze swoich środowisk wychowawczych, itd. Z pokolenia na pokolenie narzucamy sobie nawzajem OGRANICZENIA. Po to tylko, żeby wieść takie sobie, ale za to bezpieczne życie w stylu „nie wychylaj głowy, żeby ci przypadkiem nie urwało”.
Aż nadeszłam ja i zreformowałam cały kraj! ?
Żartuję, dopiero reformę zaczynam. W Fabryce Nadzianych Szczęściarzy, do której, Drogi Czytelniku, bardzo Cię zapraszam. ?